Mąż nie zostawił testamentu, a jego córka przyszła po połowę mieszkania. Nigdy nie spodziewałam się, że zostanę tak sama…
Gdy poznałam Zbyszka, miał już dorosłą córkę, Monikę, z pierwszego małżeństwa. Z początku nasze relacje były poprawne, ale nie bliskie. Nie narzucała się, a ja nie próbowałam wchodzić w ich relacje. Wydawało się, że możemy żyć obok siebie bez większych konfliktów. Jednak po śmierci Zbyszka sytuacja diametralnie się zmieniła.
Brak testamentu
Zbyszek odszedł nagle, zostawiając mnie samą z naszym wspólnym mieszkaniem, ale bez testamentu. W głębi duszy miałam nadzieję, że Monika, znając nasze wspólne życie, nie będzie rościła sobie praw do naszego domu. Ale wkrótce miałam się przekonać, że rzeczywistość była inna.
Monika przyszła pewnego dnia, bez żadnego uprzedzenia, i oznajmiła mi, że jako jedyna córka Zbyszka ma prawo do połowy mieszkania. „Chcę swoją część” – powiedziała chłodno, jakby to było coś zupełnie normalnego. Czułam, jakby grunt usuwał mi się spod nóg.
Smutna prawda
Przez chwilę nie mogłam znaleźć słów. Myślałam, że Monika zrozumie, że to mieszkanie było moim domem przez ostatnie 20 lat, że spędziłam tu całe swoje dorosłe życie z jej ojcem. Ale dla niej to były tylko czyste fakty prawne – mąż nie zostawił testamentu, więc prawo mówiło swoje.
„Monika, ale to jest moje życie, mój dom…” – próbowałam jej wytłumaczyć, ale ona nie chciała tego słuchać. „Tata nie zostawił ci nic na papierze, więc prawo jest po mojej stronie” – odpowiedziała zimno.
To wtedy uświadomiłam sobie, że Zbyszek, mimo naszych wspólnych lat, nigdy nie zadbał o to, by zabezpieczyć moją przyszłość. Czułam się zdradzona i samotna. Byłam dla niego wszystkim, a teraz, kiedy go zabrakło, zostałam bez niczego.
Co dalej?
Nie wiedziałam, co zrobić. Prawo było po stronie Moniki, ale serce mówiło mi, że to nie jest sprawiedliwe. Jak mężczyzna, z którym spędziłam 20 lat, mógł zostawić mnie w takiej sytuacji? Zaczęłam zastanawiać się nad walką prawną, ale wiedziałam, że to może doprowadzić do jeszcze większego bólu i konfliktów.