Kwoki z biura traktowały sprzątaczkę jak kulawego psa. Dałam im nauczkę i pokazałam, że człowiek, to coś więcej niż kasa
W naszym biurze każdy wiedział, że liczy się tylko wynik i gruby portfel. Ale to, co działo się za plecami, potrafiło zmrozić krew. Szefowe z korporacyjnym zacięciem robiły z siebie gwiazdy, traktując sprzątaczkę jak niewidzialnego intruza…
Nie sądziły, że ktoś w końcu stanie w jej obronie. A już na pewno nie spodziewały się, jaką nauczkę dostaną. Finał tej historii zaskoczył wszystkich – nawet mnie…
Kwoki z biura kontra sprzątaczka
W biurze pracowałam od dwóch lat, jako specjalistka do spraw klienta kluczowego. Brzmi dumnie, prawda? W rzeczywistości polegało to na rozwiązywaniu problemów ludzi, których nawet nie obchodziło, że masz swoje życie i problemy. W biurze rządziła grupa kobiet, które nazwaliśmy z kolegami „kwokami”. Zawsze w modnych garsonkach, z idealnym manicure, siedziały na swoim piętrze, popijając drogie latte i plotkując o wszystkich, którzy wpadli im w oko.
Szczególną „sympatią” darzyły sprzątaczkę, panią Krystynę. Widywałam ją codziennie – drobną, starszą kobietę, która cicho wykonywała swoje obowiązki. Zawsze schludna, z uśmiechem na twarzy. Jednak w biurze była jak duch – zauważano ją tylko, gdy ktoś przewrócił kawę.
Obiad na koszt Krystyny
Pewnego dnia siedziałam przy biurku, gdy usłyszałam głośny śmiech na korytarzu. Jedna z „kwok” właśnie żartowała, że Krystyna „mogłaby przynajmniej zainwestować w lepszy odświeżacz powietrza”. Inna dołożyła, że „taka praca to chyba za karę”. Ścisnęło mnie w środku, ale nie zareagowałam. Jeszcze wtedy…
Kilka dni później zorientowałam się, że „kwoki” celowo nie zamawiają sprzątania na swoim piętrze, bo – jak to ujęły – „nie chcą biedy w otoczeniu”. Pani Krystyna raz po raz wracała do nich, pytając, czy wszystko jest w porządku, a one ignorowały ją lub rzucały kolejne uwagi. Czarę goryczy przelał moment, gdy jedna z nich – Aneta – wzięła kilka kanapek z firmowego cateringu i rzuciła je Krystynie z komentarzem: „Weź sobie, i tak wyrzucimy.”
Nie wytrzymałam.
Plan nauczki
Postanowiłam, że to się skończy. Skontaktowałam się z naszym działem HR i poprosiłam o pomoc. Znałam pewną tajemnicę – pani Krystyna była kiedyś właścicielką małej firmy sprzątającej, ale życie ją nie oszczędzało. Straciła wszystko przez byłego męża. Pomysł, który narodził się w mojej głowie, miał im pokazać, że nie zawsze to, co widzisz na zewnątrz, jest prawdą.
Zaproponowałam Krystynie coś, na co początkowo nie chciała się zgodzić – udawać przez kilka dni nową szefową zewnętrznej firmy sprzątającej. Wraz z HR-em zorganizowaliśmy jej elegancki strój, wizytówki i spotkanie z „kwokami”, które miały wycenić kontrakt na serwis porządkowy.
Prawda wychodzi na jaw
Kiedy Krystyna weszła do sali konferencyjnej, w pierwszej chwili ich mina mówiła wszystko. Zaniemówiły. Nie rozpoznały jej, ale szybko zaczęły się podlizywać, bo sądziły, że mają do czynienia z kimś ważnym. Krystyna, pełna wdzięku, zaprezentowała swoje „usługi” i delikatnie przypomniała im o „sprzątaniu po biedzie”. Po piętnastu minutach nie wytrzymała i zrzuciła maskę. Zbladły.
„Może i jestem sprzątaczką, ale przynajmniej mam w sobie więcej klasy niż niektóre z pań” – powiedziała. Po jej słowach zapadła cisza, którą przerwałam ja, żegnając „kwoki” z biura. Zostały zawieszone za mobbing, a firma podpisała umowę z nowym serwisem – oczywiście Krystyny.