Córka uważa, że wnuki świetnie sobie radzą, ale kiedy przyszło do obrania ziemniaków czy posprzątania po sobie, okazały się życiowymi niedorajdami…
Moja córka zawsze powtarzała, że jej dzieci świetnie sobie radzą. Mówiła, że są nowoczesne, dobrze zorganizowane i potrafią wszystko, co trzeba, by funkcjonować w dzisiejszym świecie. Oczywiście, jak każda babcia, chciałam wierzyć, że wnuki rzeczywiście są takie samodzielne i dojrzałe. Córka była przekonana, że jej dzieci radzą sobie z domowymi obowiązkami bez problemu. Zawsze twierdziła: „Mamo, one są teraz inne – wszystko mają pod kontrolą!”.
Jednak rzeczywistość okazała się zupełnie inna, kiedy przyszło mi spędzić z nimi trochę więcej czasu. Miałam okazję przekonać się, jak ta „samodzielność” wygląda w praktyce.
Pierwszy test: obieranie ziemniaków
Pewnego dnia postanowiłam zrobić tradycyjny obiad. Zaproponowałam wnukom, żeby mi pomogli i poprosiłam ich o obranie ziemniaków. Myślałam, że to będzie prosta prośba, ale to, co zobaczyłam, zszokowało mnie. Starsza wnuczka, Lena, spojrzała na ziemniaki, jakby widziała je po raz pierwszy w życiu.
– Babciu, a jak się to robi? – zapytała, trzymając ziemniaka w ręce i niepewnie oglądając nóż.
Nie mogłam uwierzyć, że dzieci, które mają po 12 i 14 lat, nigdy wcześniej nie miały okazji obrać ziemniaków. Pokazałam im, jak to zrobić, ale ich niezdarne ruchy i strach przed krojeniem wywołały we mnie mieszane uczucia. Obieranie ziemniaków, które kiedyś było dla mnie naturalnym obowiązkiem, okazało się dla nich trudnym zadaniem, jakby musieli uczyć się od podstaw.
Drugie wyzwanie: sprzątanie po sobie
Po obiedzie poprosiłam wnuki, żeby posprzątały stół i zmyły naczynia. Myślałam, że to naturalna część samodzielności, o której tyle mówiła córka. Niestety, ponownie spotkałam się z zaskoczeniem. Lena i młodszy brat, Olek, zaczęli zrzucać winę jeden na drugiego.
– Ale to ona zjadła więcej! – powiedział Olek, wymigując się od sprzątania.
– Ja zawsze sprzątam w domu, teraz jego kolej! – odpowiedziała Lena, krzywiąc się, jakby samo dotknięcie brudnych talerzy było czymś obrzydliwym.
Ich niechęć do najprostszych obowiązków sprawiła, że zaczęłam się zastanawiać, gdzie podziała się ta samodzielność, o której mówiła moja córka. Okazało się, że sprzątanie po sobie to coś, czego nigdy tak naprawdę się nie nauczyli. Kiedy już w końcu zabrali się do pracy, ich działania były chaotyczne, a zmywanie naczyń zakończyło się mokrą kuchnią i niezadowolonymi minami.
Rozmowa z córką
Po kilku dniach spędzonych z wnukami, zdecydowałam się porozmawiać z córką. Nie chciałam jej krytykować, ale czułam, że musimy poważnie porozmawiać o tym, jak dzieci radzą sobie z codziennymi obowiązkami.
– Mamo, naprawdę przesadzasz. Dzieciaki świetnie sobie radzą, po prostu czasem nie chcą. W dzisiejszych czasach wszystko można zrobić szybciej, łatwiej. Nie muszą przecież obierać ziemniaków czy sprzątać po każdym posiłku – odpowiedziała córka, lekko zdenerwowana.
Zrozumiałam wtedy, że w jej oczach samodzielność oznacza coś zupełnie innego. Nie chodziło o podstawowe umiejętności, które były dla mnie oczywiste. W jej świecie, młodzież radziła sobie dzięki technologii i uproszczeniom, a tradycyjne obowiązki domowe nie były już priorytetem.
Co dalej?
Choć zrozumiałam, że różnica pokoleń ma ogromny wpływ na to, jak postrzegamy samodzielność, nie mogłam przestać się zastanawiać, czy to naprawdę właściwy kierunek. Czy młodzież, która nie potrafi włączyć pralki, obrać ziemniaków czy posprzątać po sobie, naprawdę jest przygotowana na życie? Może technologia ułatwia wiele rzeczy, ale czy to oznacza, że nie powinniśmy uczyć młodych podstawowych umiejętności?
Co myślicie o tej sytuacji? Czy uważacie, że dzisiejsza młodzież powinna lepiej radzić sobie z codziennymi obowiązkami? Dajcie znać w komentarzach na Facebooku!