Teściowa skrytykowała nasz ślub, a potem wtrącała się we wszystko. Zięć znalazł sposób, żeby postawić ją na swoim miejscu…

Od samego początku teściowa nie szczędziła nam kąśliwych uwag. Najpierw skrytykowała nasz ślub, twierdząc, że „wszystko było za tanie”, a potem… zaczęła wtrącać się w każdą decyzję, jaką podejmowaliśmy. Mąż próbował zachować spokój, ale cierpliwość ma swoje granice. W końcu znalazł sposób, żeby ją uciszyć…

Sytuacja stała się tak napięta, że ostateczna konfrontacja była nieunikniona. Atmosfera w domu zagęściła się do tego stopnia, że ledwie można było oddychać. A to, co wydarzyło się potem, zaskoczyło nie tylko teściową, ale i mnie…

 

Początek problemów

Ślub był jednym z tych dni, o których marzyłam całe życie. Niestety, moja teściowa miała zupełnie inne podejście do tego wydarzenia. Już podczas przygotowań zaczęły się złośliwe komentarze: „Za dużo kwiatów, to nie cyrk”, „Suknia? No, chyba mogłaś wybrać coś mniej staromodnego”. Mój mąż, Andrzej, próbował jej tłumaczyć, że to nasze decyzje, ale nie zdawało się to mieć większego znaczenia.

Kulminacją było wesele. Zamiast cieszyć się, że jej syn znalazł szczęście, teściowa obgadywała wszystko i wszystkich. Po ceremonii, w której ledwo pohamowała swoją frustrację, usiadła z boku, by szeptać do ciotki Elżbiety, jak to „wszystko było takie… amatorskie”.

Krok za krokiem

Po ślubie teściowa nie zwolniła tempa. Zaczęła wpadać do nas bez zapowiedzi, twierdząc, że „młodzi potrzebują kogoś, kto im doradzi”. Kiedy Andrzej kupił nowe meble do salonu, wbiła wzrok w sofę, jakby chciała ją podpalić. „Mówiłam wam, że ciemny kolor nie pasuje do jasnych ścian! To się nie komponuje, ale co ja tam wiem…” – zaczęła swoje. Pomyślałam, że może z czasem przyzwyczai się do naszych wyborów. Ale niestety, było coraz gorzej.

Każda nasza decyzja była podważana. Wyjazd na wakacje? „Ale dlaczego nie do Zakopanego, tam zawsze jeździliśmy”. Nowy telewizor? „Nie ma sensu, przecież stary jeszcze działał”. Nawet gdy kupiliśmy psa, od razu padła uwaga: „No wiecie, to wielka odpowiedzialność. Czy wy sobie z tym poradzicie?”

Konfrontacja

Andrzej przez długi czas próbował nie reagować, ale nawet jego cierpliwość miała swoje granice. Pewnego dnia, kiedy teściowa znów przyszła i zaczęła narzekać na to, że „ogród nie jest odpowiednio zadbany”, Andrzej nie wytrzymał. Popatrzył na nią spokojnie i powiedział: „Mamo, kocham cię, ale to jest nasz dom, nasze decyzje i nasza odpowiedzialność. Jeśli masz tyle uwag, może to czas, żebyś po prostu zajęła się swoim ogrodem?”.

Teściowa zamarła. W całym domu zapadła cisza. Nigdy wcześniej nie widziałam jej tak zaskoczonej. Ale Andrzej kontynuował: „Rozumiem, że chcesz nam pomagać, ale my sobie poradzimy. Jeśli nie możesz przestać nas krytykować, może lepiej by było, żebyś nie przychodziła tak często”.

Nieoczekiwane rozwiązanie

Oczywiście teściowa nie poddała się bez walki. Jeszcze tego samego wieczoru zadzwoniła do Andrzeja, próbując wciągnąć go w emocjonalny szantaż: „Jak możesz tak mówić do swojej matki?! Przecież ja tylko chcę waszego dobra!”. Ale Andrzej był nieugięty.

Z biegiem czasu wizyty teściowej stały się rzadsze, a atmosfera w domu – o wiele spokojniejsza. Czasem próbowała jeszcze rzucić jakąś kąśliwą uwagę, ale Andrzej zawsze miał przygotowaną odpowiedź, którą ucinał dyskusję, zanim się rozkręciła.

Czy nasza relacja z teściową się poprawiła? Cóż, nie do końca. Ale przynajmniej udało się postawić granice. Teraz wiemy, że bez nich nigdy nie zyskamy spokoju.

Czy wy byście to zrobili? Co sądzicie o zachowaniu Andrzeja? Czy miał rację, stawiając teściowej takie granice? A może powinniśmy postąpić inaczej? Dajcie znać w komentarzach na Facebooku!