Syn był moim całym światem, ale wychowałam go na lenia. Ma żonę i dziecko, a wciąż chce się u mnie prać i stołować

Mój syn od zawsze był moim oczkiem w głowie. Dbałam o niego, jak tylko mogłam, robiłam mu pranie, gotowałam i pomagałam, nawet gdy założył własną rodzinę. Nigdy nie widziałam w tym problemu, aż do momentu, gdy coś we mnie pękło…

Kiedy w końcu stanęłam przed nim i poprosiłam, aby wziął odpowiedzialność za swoje życie, nie sądziłam, że to doprowadzi do takiej kłótni. Syn oskarżył mnie o coś, czego nigdy się nie spodziewałam… a prawda, którą odkryłam, sprawiła, że musiałam podjąć najtrudniejszą decyzję…

Życie dla syna

Od zawsze czułam, że mój syn, Piotr, jest wyjątkowy. Może to ta matczyna miłość, a może po prostu to, że wychowałam go jako jedynaka. Bez względu na to, jak bardzo się starałam, zawsze chciałam mu dać wszystko, co najlepsze. To ja prałam jego ubrania, gotowałam obiady i pilnowałam, żeby niczego mu nie brakowało. Gdy ożenił się i sam został ojcem, wierzyłam, że teraz jego priorytety się zmienią. Wydawało mi się, że zacznie dbać o swoje gospodarstwo domowe tak, jak dbał o swoje własne sprawy wcześniej.

Ale niestety, Piotr ani myślał się zmieniać. Jego wizyty u mnie stały się coraz częstsze – nie z powodu tęsknoty czy chęci spotkania, ale dlatego, że musiał coś wyprasować, coś zjeść. Z początku nie widziałam w tym problemu. „Syn zawsze będzie synem”, tłumaczyłam sobie, tłumiąc irytację, gdy widziałam kolejne torby pełne prania, które znosił mi co tydzień. Zrobiłam, co w mojej mocy, by jego życie było łatwe, ale teraz zaczęłam dostrzegać, że Piotr nie dorasta do roli męża i ojca.

Żona, dziecko, a mimo to…

Kiedy Piotr ożenił się z Martą, liczyłam, że to będzie moment, w którym wszystko się zmieni. Że w końcu przestanie być tak uzależniony ode mnie. Marta była cierpliwą i ciepłą kobietą, wydawało mi się, że dobrze się dogadują, a ich małżeństwo będzie oparte na partnerstwie. Jednak rzeczywistość szybko pokazała coś innego. Gdy tylko narodziło się ich pierwsze dziecko, zamiast zająć się obowiązkami, Piotr coraz częściej wracał do mnie z prośbą o pomoc. „Mamo, nie mam czasu na pranie”, „Mamo, nie zdążymy z obiadem, mogę wpaść do ciebie na jedzenie?”

Nie protestowałam. W końcu, jak każda matka, chciałam pomóc. Przynajmniej do momentu, kiedy Marta przyszła do mnie pewnego dnia z czymś, czego się nie spodziewałam.

Niezręczna rozmowa

Marta pojawiła się u mnie w środku dnia, zaledwie tydzień po narodzinach ich synka. Wyglądała na zmęczoną, jak każda świeżo upieczona matka, ale jej oczy były pełne troski i niezrozumienia. „Czy możemy porozmawiać?” – zaczęła, usiadłszy przy kuchennym stole. Nie spodziewałam się, że to będzie coś poważnego. Ale jej słowa zaskoczyły mnie bardziej niż przypuszczałam.

„Piotr jest… zależny od ciebie bardziej, niż myślałam. Przynosi pranie, zabiera obiady – nie rozumiem, dlaczego nie możemy sami sobie radzić.”

Nie mogłam uwierzyć, że to Marta miała pretensje. To przecież ja tylko pomagałam! Zaczęłam tłumaczyć, że to przecież nic złego, że jestem jego matką i mam prawo mu pomagać. Marta jednak nie ustępowała. „Chodzi o to, że on nie potrafi funkcjonować bez twojej pomocy. Nie jestem pewna, czy on w ogóle chce być samodzielny…”

Kłótnia, której nie zapomnę

Po tej rozmowie coś się we mnie zmieniło. Zaczęłam zauważać, jak Piotr unika odpowiedzialności, zrzucając wszystko na mnie. Kiedy przyszedł kolejny raz, ze swoją torbą pełną prania, nie wytrzymałam. „Piotr, musisz wziąć odpowiedzialność za swoje życie. Masz żonę, dziecko – przestań traktować mnie jak służącą!” – wyrzuciłam z siebie.

Piotr spojrzał na mnie zszokowany, a potem zaczął krzyczeć. „To ty mnie tak wychowałaś! Zawsze wszystko robiłaś za mnie! Teraz masz pretensje, że nie potrafię sobie poradzić?”

Te słowa zabolały. Jakbym dostała w twarz. Czy naprawdę to była moja wina? Czy to ja zrobiłam z niego człowieka, który nie potrafił dorosnąć? Myśli kłębiły się w mojej głowie, ale musiałam coś zrobić.

Ostateczna decyzja

Po długiej kłótni postanowiłam, że muszę przestać mu pomagać. Z bólem serca powiedziałam Piotrowi, że od teraz musi radzić sobie sam. Nie przyjął tego dobrze. Wyszedł trzaskając drzwiami, a ja poczułam, jak coś we mnie pęka. Nie wiedziałam, czy robię dobrze. W końcu całe życie poświęciłam, by Piotrowi było jak najlepiej.

Dopiero po kilku dniach Marta przyszła do mnie i podziękowała. „To było trudne, ale teraz widzę, że Piotr zaczyna się zmieniać. Może w końcu zrozumie, że musi być ojcem i mężem, nie tylko synem.”

A co Wy o tym myślicie? Czy zrobiłam dobrze, stawiając granice? Jak byście postąpili w takiej sytuacji? Dajcie znać w komentarzach na Facebooku!